Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Wielbłąd na stepie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1978
trzeba. Sam pokażę, co umiem.
Zjawił się mały Wasyl. Przydźwigał sporego okonia, złowionego w Ubaganie, i kilka kiełbików. Z dumą uniósł za ogon okonia o czerwonych płetwach i burej łusce, aby wszyscy się przyjrzeli, jaka dorodna sztuka. Sam wyklepał i przysposobił z kawałków drutu haczyki, a linkę uplótł z nici.
- Tato, uwarzymy uchę?
- Roznieć ogień pod kociołkiem - powiedział Samowałow, wyjął nóż i zaczął skrobać rybę.
- Jak wezmą mnie do szpitala, będę leżał w czystej, białej pościeli - westchnął Miszka. - Wszystko będzie bielusieńkie, świeże i pachnące. Obiad do łóżka przyniosą. Gorączkę zmierzą. Będę się wylegiwał od rana do nocy. Byleby mnie wzięli do
trzeba. Sam pokażę, co umiem.<br>Zjawił się mały Wasyl. Przydźwigał sporego okonia, złowionego w Ubaganie, i kilka kiełbików. Z dumą uniósł za ogon okonia o czerwonych płetwach i burej łusce, aby wszyscy się przyjrzeli, jaka dorodna sztuka. Sam wyklepał i przysposobił z kawałków drutu haczyki, a linkę uplótł z nici.<br>- Tato, uwarzymy uchę?<br>- Roznieć ogień pod kociołkiem - powiedział Samowałow, wyjął nóż i zaczął skrobać rybę.<br>- Jak wezmą mnie do szpitala, będę leżał w czystej, białej pościeli - westchnął Miszka. - Wszystko będzie bielusieńkie, świeże i pachnące. Obiad do łóżka przyniosą. Gorączkę zmierzą. Będę się wylegiwał od rana do nocy. Byleby mnie wzięli do
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego