miejsca. Wróciłam, już byli ludzie. Chodziliśmy wokół szkoły i nie wiedzieliśmy, co dzieje się w środku. Najpierw mówili, że jest tam 100 osób, później że 300. Było 1,3 tys. - mówi. <br>W środku była jej kuzynka milicjantka. Miała ochraniać dzieci. Opowiadała, że wszystkich zagnali do sali gimnastycznej i kazali usiąść. To dzieci namówiły ją, żeby zdjęła mundur. Wiedziały, że terroryści jej szukają. Jakaś dziewczynka dała swoją koszulę. Była za mała, więc inna oddała fartuszek. - Uratowały jej życie - twierdzi Sima. <br>Pierwszego dnia terroryści pozwalali jeszcze napić się wody, niektórzy rozdawali snickersy, jedyne swoje pożywienie. Drugiego dnia o wodzie nie było mowy. Tym bardziej