z telefonami komórkowymi. Bela- -Belowski dotrzymał słowa. Zatorze rozdzwoniło się najróżniejszymi sygnałami, melodyjkami, muzyczkami - wokół było słychać drynienie, dzwonienie, pikanie. Echolalia gam, jednojęzyczna wieża Babel! Ludzie mijali się z komórkami w rękach, przy paskach spodni, w kieszonkach torebek i we wszelkich innych schowkach, w jakich zmieścić się może płaski przedmiocik. Trajkotali przez telefon, siedząc w oknach, na balkonach, rozmawiali na przystankach autobusów, w sklepach, gadali na poczcie, w aptece, na ławeczkach w parku. Jakby słowa miały się niebawem skończyć, głos - zastygnąć, a język - skamienieć. Tak gadali, tak się spieszyli! Prysła nostalgiczna cisza, jeszcze do niedawna denerwująca Zygmunta, zniknął świergot ptaków, bzyczenie