ręce. Sonia, ty żadnego z nas nie kochałaś, prawda? To ciebie kochają, to ty jesteś do kochania. Dla ciebie warto żyć, Sonia. Chociaż ciebie już dawno nie będzie. Co ja mówię? O, ty jesteś w trawie. W burzanach. W garści ziemi. Jak będę umierał... Wtedy właśnie, jak będę umierał. Sonia. <br>Tulił twarz do jej rąk i kolan, niespodzianie uczuła jego łzy spływające po swoich rękach, patrzyła spokojnie, nieporuszona, myśląc z żalem, że całe życie potrzebowała mężczyzny, który by nią zawładnął, któremu by się poddała i poszła za nim w ogień i wodę, a los zsyłał jej miękkich uczuciowców, nadwrażliwców, chłopięcych i