Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
kiedy chłopcy jedli podwieczorek, wymknęliśmy się z Kazią na spacer.

Szliśmy drogą pomiędzy pokracznymi karłowatymi wierzbami trzymając się za ręce. Czerwona tarcza zachodzącego słońca wisiała jeszcze nad lasem. Kazia mrużyła oczy, zasłaniała się ręką przed natarczywością promieni. Po obu stronach drogi rozpościerały się łąki. Skoszona trawa leżała jeszcze nierównymi pasmami. Tuż przy drodze brodaty chłopek niemrawo wymachiwał kosą.

- Daj no, bratku, pomogę ci - powiedziałem odbierając mu kosę.

Nauczony i wprawiony w Puszczy-Wodicy zabrałem się do koszenia. Ciąłem równo z szerokim zamachem, w rozległym zasięgu kosy. Śmigała stal poruszana miarowo i szybko trawa kładła się pokotem, powietrze przeszywał świst i ciche
kiedy chłopcy jedli podwieczorek, wymknęliśmy się z Kazią na spacer.<br><br>Szliśmy drogą pomiędzy pokracznymi karłowatymi wierzbami trzymając się za ręce. Czerwona tarcza zachodzącego słońca wisiała jeszcze nad lasem. Kazia mrużyła oczy, zasłaniała się ręką przed natarczywością promieni. Po obu stronach drogi rozpościerały się łąki. Skoszona trawa leżała jeszcze nierównymi pasmami. Tuż przy drodze brodaty chłopek niemrawo wymachiwał kosą.<br><br>- Daj no, bratku, pomogę ci - powiedziałem odbierając mu kosę.<br><br>Nauczony i wprawiony w Puszczy-Wodicy zabrałem się do koszenia. Ciąłem równo z szerokim zamachem, w rozległym zasięgu kosy. Śmigała stal poruszana miarowo i szybko trawa kładła się pokotem, powietrze przeszywał świst i ciche
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego