Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Tygodnik Powszechny
Nr: 46
Miejsce wydania: Kraków
Rok: 1994
i wzięła pana Janka pod rękę.
Zatrzymaliśmy się przy żółtym kopczyku piasku, obok którego czerniała otwarta czeluść ziemi, w którą opadnie na naszych oczach, jakby uciekał przed nadciągającą burzą, niedawny sprzedawca warzyw, landrynek i pijawek.
Brązowa trumna z białymi wypustkami wystającymi spod wieka, niby przytrzaśnięty rękaw koszuli, stała pomiędzy nami.
Uczepiłem się ręki dziadka i poczułem, że palce ma mocno zaciśnięte w pięść.
Stał z opuszczoną głową, a gdy ją na chwilę unosił, omijał spojrzeniem trumnę i błądził wzrokiem po drzewach i chmurach.
Z nagłym łoskotem osunęło się do dołu trochę piasku i spłoszyło motyla, który fruwał w pobliżu, a wszyscy raptownie
i wzięła pana Janka pod rękę.<br>Zatrzymaliśmy się przy żółtym kopczyku piasku, obok którego czerniała otwarta czeluść ziemi, w którą opadnie na naszych oczach, jakby uciekał przed nadciągającą burzą, niedawny sprzedawca warzyw, landrynek i pijawek.<br>Brązowa trumna z białymi wypustkami wystającymi spod wieka, niby przytrzaśnięty rękaw koszuli, stała pomiędzy nami.<br>Uczepiłem się ręki dziadka i poczułem, że palce ma mocno zaciśnięte w pięść.<br>Stał z opuszczoną głową, a gdy ją na chwilę unosił, omijał spojrzeniem trumnę i błądził wzrokiem po drzewach i chmurach.<br>Z nagłym łoskotem osunęło się do dołu trochę piasku i spłoszyło motyla, który fruwał w pobliżu, a wszyscy raptownie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego