trójkę małych dzieci.<br> - To był piątek, pamiętam dobrze, bo na obiad robiłam wtedy racuchy. Przyjechał na kawę mąż kolegi, ten sam, który załatwiał mu wizę. Siedzimy sobie, ja się trochę żalę, że bez chłopa ciężko, że wszystko na mojej głowie - dom, dzieci. A on się pyta: "Chcesz jechać do chłopa?". Wiadomo, że chciałam, ale to było nierealne - opowiada. - Trzy dni później przyjechał jeszcze raz, tym razem już z paszportem na jakieś cudze nazwisko. Byłam tak zaskoczona, że nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie miałam nawet pieniędzy. W domu były małe dzieci. Zadzwoniłam do męża, a on mówi "przyjeżdżaj". Tydzień później, w następny