Typ tekstu: Książka
Autor: Bocheński Jacek
Tytuł: Tabu
Rok: 1965
przerażeniu i w tych objęciach, aż powiedziałam: - Słuchaj, Diego, zostaw mnie teraz, nie chcę, żebyś mnie dotykał, już odejdź. Zdrętwiał mi nagle i zaraz wstał.
Brzydziłam się go wtedy. Do południa mało mówiliśmy ze sobą.
Tak, to był drugi dzień.
Oczywiście, ruszyliśmy dalej w tę samą drogę.
Niechże mi wierzą Wielebni Ojcowie, że nie znałam kierunku.
To już Diego.
Znowu na osłach, dnem doliny, między wzgórzami, znowu ciepło Jechaliśmy trochę wolniej, bo droga biegła pod górę i od rana bardzo grzało słońce. A niebo kryształowe. I nigdzie nikogo. My sami pod tym niebem. Diego nie patrzył na mnie. Milcząc, posuwaliśmy się
przerażeniu i w tych objęciach, aż powiedziałam: - Słuchaj, Diego, zostaw mnie teraz, nie chcę, żebyś mnie dotykał, już odejdź. Zdrętwiał mi nagle i zaraz wstał.<br>Brzydziłam się go wtedy. Do południa mało mówiliśmy ze sobą.<br>Tak, to był drugi dzień.<br>Oczywiście, ruszyliśmy dalej w tę samą drogę.<br>Niechże mi wierzą Wielebni Ojcowie, że nie znałam kierunku.<br>To już Diego.<br>Znowu na osłach, dnem doliny, między wzgórzami, znowu ciepło Jechaliśmy trochę wolniej, bo droga biegła pod górę i od rana bardzo grzało słońce. A niebo kryształowe. I nigdzie nikogo. My sami pod tym niebem. Diego nie patrzył na mnie. Milcząc, posuwaliśmy się
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego