ulic, w całe konstelacje stołów porozstawianych na chodnikach, w przewalające się ulicami, krzyczące, jedzące, pijące gromady Wieśniewicz uradował się:<br>- Wspaniała historia! Przecież dzisiaj tu jest święto dzielnicowe! Włączamy się!<br>- Późno już - powiedziała Antonella.<br>- A tam późno! - obruszył się. Wieśniewicz. - Ostatnie twoje dwadzieścia cztery godziny wolności. Wyśpisz się, jak mąż wróci.<br>Wmieszaliśmy się w tłum ludzi ubranych lekko, odświętnie. My zaś w tych swetrach i szalikach! Popatrywano na nas, co jeszcze bardziej rozweselało Wieśniewicza. Znalazłszy poszukiwany koniak, nie chciał wracać do wozu. Zaczął nas ciągnąć za sobą to w tym kierunku, to w owym. Kiedy się zrobiło ciasno, szedł w szpicy, a my