tylko wtedy, kiedy zmusiłam się, by nie myśleć o niczym. Jeśli tylko wkradała się jakaś myśl, zaczynałam fałszować. Wytłumaczył mi kiedyś Marek Grechuta, na czym to polega: musi się uformować taki słup powietrza z mózgu do nieba. Znika myśl, cały organizm staje się instrumentem. Rozumiem, ale ja bym się wstydziła.<br>Wstydziłam się śpiewać i tańczyć dla samego śpiewu i tańca, wydawało mi się, że to jest jakby po nic. Mogę śpiewać i tańczyć, ale musi to być część roli, sposób wyrażenia pewnych treści. Podobnie było przy malowaniu: nie byłam w stanie namalować abstrakcyjnego obrazu. Jest we mnie coś takiego, co nie pozwala