choćby tyle: "Całuję Cię po wiele, wiele razy w buziaka, i w o ś k i, i w k o s t e c z k ę - trzy razy, w buraczek prawy i raz w lewy". Ta ostatnia pieszczotliwość mogła dotyczyć policzków pana Stanisława, kwitły bowiem na nich mocne rumieńce. Wyliczanka jednak osiek (?), kosteczek i buraczków skierowana była nie do mecenasa, lecz do... Manitki Siemaszkówny. I to ona przysłała ten następny list: "Moja Elizo! Kochaj mnie trochę... Ja kocham Cię zawsze!... Czekam, błagam, goreję... i tę rękę błogosławię, co mi te kwiatki nad Niemnem zbierała..."<br><br>Ach, cóżby to było za szczęście