byłem tępy i roztrzepany, z matematyki, z fizy w ogóle niczego nie kapowałem. Nauczyciele stawiali mi tróje z minusem, żeby nie robić przykrości ojcu i polonistce. Polski to co innego. Znałem na pamięć Wojaczka, czytałem Iredyńskiego, Głowackiego, Pastuszka, pani w kiosku koło dworca zawsze trzymała dla mnie pod ladą "Nowy Wyraz". Najlepsze były jednak przerwy. Albo paliliśmy papierosy w kiblu, albo gapiliśmy się na dziewczyny z innych klas, co o wiele bardziej wolałem robić. Spacerowały korytarzem po dwie, po trzy, rozmawiały lekko i cicho, nie zwracały na nas uwagi, a jeśli już, to patrzyły szklanym, niewidzącym wzrokiem. Można się było tylko