i ciskam na ziemię. Potem przypinam następną i znów ją drę na strzępy. A może by napisać list do ciotki? Niby powinnam. Ale po co? Skarżyć się? Napisać "Adieu!"? Co mam pisać? - "Ciociu kochana..." - piszę, potem mażę jakieś zygzaki, koła, kwiatki, wreszcie jedno słowo, jedyne słowo, które coś znaczy... "Grzesiu!" Wyrywam papier z bloku. Stos zmiętych kartek leży już na podłodze. I znów zaczynam: "Ciociu kochana..." zygzaki, koła, kwiatki. Grzesiu! <br><br> Moje konszachty ze śmiercią zaczęły się już dawno. Długo dręczyła mnie myśl, że nie wiem, jak mamusia umierała, że nie widziałam, jak ją grzebali w ziemi. <br>Dzień, w którym wreszcie, zmęczeni