lewą stronę, to nic, że jego lampa sygnałowa nie pali. Rozpinam linę bezpieczeństwa gotów do skoczenia za burtę. Jednocześnie jednym ciachnięciem noża odcinam linkę kota. Jeżeli do tego dojdzie, wyrzucę go jak najdalej, a potem popłynę do niego.<br> Uuuuuuuuu.<br> Jest tuż i namiar się nie zmienia. Znaczy, musimy się spotkać. Wyszarpuję z szafki mały tyfon i trąbię. Oczywiście nie ma to żadnego sensu. Statek nie może mnie słyszeć, nawet gdyby miał zatrzymaną maszynę. Robię jednak to, co należy do mojego obowiązku. Wiem bowiem, że pytanie, czy liczyłem na to, że moje sygnały mogą być słyszane przez statek, będzie dopiero drugim pytaniem