nie. Słuchała, jak opowiadają, ale sama, mówiąc jej językiem, olewała. Wreszcie poprosiłam wprost. Odpowiedziała: dobrze, może w niedzielę, jak będę miała chwilę czasu. W niedzielę Marysia na temat kina milczy. Nie wytrzymałam i mówię: proszę cię, idź, dam ci 1000 zł. Wtedy była to duża suma. Ona na to: zgoda. Za dwie godziny wróciła - i nic. Wyminęła mnie w przedpokoju, wzięła psa i wyszła na spacer. To już było upokorzenie, ale kiedy wróciła, zapytałam: no i jak, podobało ci się? A ona wyciąga rękę i mówi: tysiąc. Tak potraktował "Kochanków mojej mamy" widz dla mnie najważniejszy...<br>Może odezwała się w niej