Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Rzeczpospolita
Nr: 11.22
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 2004
ręcznikiem na głowie i wtedy ktoś powiedział jej, by z nim poszła. Nie miała nawet czasu, by się ubrać. Śmiała się, że było to takie porwanie z porwania. Nie wiem, czy to żart czy prawda.

- Nie było żadnej szamotaniny, strzałów?

- Nic o tym nie mówiła.

- A jak wyglądało samo porwanie?

- Zabrali ją z domu wieczorem. Przyjechali dwoma czy trzema autami. Kazali córce położyć się na podłodze. Miała zasłonięte oczy. Żeby ją zmylić, porywacze jechali, klucząc. Córka czuła, że czasem kręcili się w kółko. Liczyła, ile razy skręcali, by wiedzieć, gdzie ją wiozą. W Warszawie mówiła, że chyba wie, którędy ją wieźli
ręcznikiem na głowie i wtedy ktoś powiedział jej, by z nim poszła. Nie miała nawet czasu, by się ubrać. Śmiała się, że było to takie porwanie z porwania. Nie wiem, czy to żart czy prawda.&lt;/&gt;<br><br>&lt;who1&gt;- Nie było żadnej szamotaniny, strzałów?&lt;/&gt;<br><br>&lt;who2&gt;- Nic o tym nie mówiła.&lt;/&gt;<br><br>&lt;who1&gt;- A jak wyglądało samo porwanie?&lt;/&gt;<br><br>&lt;who2&gt;- Zabrali ją z domu wieczorem. Przyjechali dwoma czy trzema autami. Kazali córce położyć się na podłodze. Miała zasłonięte oczy. Żeby ją zmylić, porywacze jechali, klucząc. Córka czuła, że czasem kręcili się w kółko. Liczyła, ile razy skręcali, by wiedzieć, gdzie ją wiozą. W Warszawie mówiła, że chyba wie, którędy ją wieźli
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego