Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
żółtodzioby jak ty... To samo było z Alioszą... Nie chcę tego, rozumiesz? Nie chcę! Przecież pocałowalam się z tobą tylko "na niby". Nie znasz się na żartach... Jestem głupia... Oczywiście... Ale ty... Co ty sobie wyobrażasz? W głowie ci się przewróciło! Idź spać... Jutro wyjedziesz i przestaniesz o mnie myśleć... Zabraniam ci! Idź już!

Stałem zdruzgotany jej słowami.

- Pani traktuje mnie wciąż jak smarkacza... A ja nie jestem już smarkaczem - powiedziałem urażony.

- Dla mnie jesteś... Nie mów tak głośno. bo Głasza się obudzi i Bóg wie co sobie pomyśli. Proszę cię, idż... Jutro porozmawiamy...

Uśmiechnąłem się głupio, bąknąłem "dobranoc" i jak
żółtodzioby jak ty... To samo było z Alioszą... Nie chcę tego, rozumiesz? Nie chcę! Przecież pocałowalam się z tobą tylko "na niby". Nie znasz się na żartach... Jestem głupia... Oczywiście... Ale ty... Co ty sobie wyobrażasz? W głowie ci się przewróciło! Idź spać... Jutro wyjedziesz i przestaniesz o mnie myśleć... Zabraniam ci! Idź już!<br><br>Stałem zdruzgotany jej słowami.<br><br>- Pani traktuje mnie wciąż jak smarkacza... A ja nie jestem już smarkaczem - powiedziałem urażony.<br><br>- Dla mnie jesteś... Nie mów tak głośno. bo Głasza się obudzi i Bóg wie co sobie pomyśli. Proszę cię, idż... Jutro porozmawiamy...<br><br>Uśmiechnąłem się głupio, bąknąłem "dobranoc" i jak
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego