z garści osmykniętego owsa rzuciłem na przechodzące w popiół powietrze, zobaczyłem idącą mi naprzeciw sołtysównę.<br> - Kruca zeks - zakląłem głośno.<br> Kruca zeks, we łbie mi się miesza.<br> Patrząc na wzgórza, widzę Jaśka ubranego weselnie, a za nim wdówkę i młodziutką służącą.<br> Patrząc w las, widzę dziewczyny, w siebie spoglądając, widzę dziewczyny.<br> Zapadając się w senne siano, łapami chodzę po nim, szukając dziewczyny.<br> Gdziekolwiek się ruszę, wszędzie idą przede mną, za mną, we mnie i przeze mnie baby, baby, baby.<br> I teraz też.<br> Ledwie wyszedłem z domu, idzie mi naprzeciw ta dorodna sołtysówna, widywana we śnie, pachnąca sianem, rozgniecionymi jagodami, zielem i snem