ulgę. Wtem usłyszał czyjś śmiech. Podniósł zdumione oczy. Przed nim stał młody patrycjusz w krótkiej tunice chłopięcej, obramowanej purpurowym brzegiem. Kaliasowi wszystka krew zbiegła do nóg. Zdało mu się, że przyrósł do kamienia. Przecie to Marek, bratanek Waryniusza! Prawda, chłop mówił, że to majątek Publiusza Waryniusza, a więc ojca Marka! Że też sobie od razu tego nie uprzytomnił! Zdumienie i przerażenie Kaliasa zdziwiło Marka. I zaraz przypomniał sobie. Twarz nabiegła mu krwią, chciał skoczyć ku chłopcu, ale zawahał się i krzyknął:<br>- Ty psie, ty zbiegu, już ja cię nauczę!<br>Kalias poczuł, że nogi sprężyły mu się do skoku jak u spłoszonej sarny