zazwyczaj połowę tego, co kureń zażądał; następowały więc długie targi, po których dowódca kurenia wydawał delegacji żydowskiej kwit, obiecujący bezpieczeństwo osobiste i spokój na tydzień lub dziesięć dni. Krótka była stąd radość, bo najdalej w dwa dni później czarne płachty znowu leciały przez miasto, żądając nowych tysięcy albo grożąc rzezią. Znękani Żydzi padali komendantowi do nóg, klnąc się, że już oddali ostatnie zasoby, ale ostatecznie żądaną sumę składali. W ten sposób, biorąc jednorazowo po kilkanaście lub kilkadziesiąt tysięcy, wyciągnięto z miasta około paru milionów. Niezależnie zaś od składanego okupu, prawie każdej nocy rabowano większe sklepy albo bogatsze mieszkania żydowskie, prawie każdej