Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
Wszystko wydam... Oszczędzać nie będę...

Podczas kolacji wuj grymasił, wąchał każdą potrawę, wreszcie poprosił o jajecznicę.

- Upały, panie święty... Wszystko się psuje... Te zrazy może i dobre, ale czuć je trochę padliną...

Rozmowa z wolna zeszła na tematy polityczne. Zresztą wuj, podobnie jak owa donna Klara, która wszystko sprowadzała do Żydów, korzystał z byle pretekstu, żeby dać wyraz swojej nienawiści do Rosjan.

- Powiadam ci, Stachu, każdy Moskal to zbir. W każdym żyje duch Stołypina. Ja, panie święty, dawno plunąłbym na wszystko i wyjechał z Pitra do Warszawy... Ale tam znowu za dużo mam rodzinki... Siostrunie wściubiałyby nosy w moje życie. Chodziłyby
Wszystko wydam... Oszczędzać nie będę...<br><br>Podczas kolacji wuj grymasił, wąchał każdą potrawę, wreszcie poprosił o jajecznicę.<br><br>- Upały, panie święty... Wszystko się psuje... Te zrazy może i dobre, ale czuć je trochę padliną...<br><br>Rozmowa z wolna zeszła na tematy polityczne. Zresztą wuj, podobnie jak owa donna Klara, która wszystko sprowadzała do Żydów, korzystał z byle pretekstu, żeby dać wyraz swojej nienawiści do Rosjan.<br><br>- Powiadam ci, Stachu, każdy Moskal to zbir. W każdym żyje duch Stołypina. Ja, panie święty, dawno plunąłbym na wszystko i wyjechał z Pitra do Warszawy... Ale tam znowu za dużo mam rodzinki... Siostrunie wściubiałyby nosy w moje życie. Chodziłyby
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego