mego przełożonego. Był nim właśnie wikariusz generalny w Rzymie, o. Debois, który z uśmiechem na ustach zapytał:<br><br>- Chcesz tam jechać? - Nie, nie chcę, ale jeżeli trzeba, pojadę.<br><br> * * *<br><br>Wyjechałem z Europy ze ściśniętym sercem. Trudności ogromne, brak transportu, kosmiczne wręcz odległości. W tych ciężkich dla mnie chwilach zainteresowali się mną amerykańscy Żydzi. Wiedząc, iż byłem w karnej kompanii wraz z Żydami w Oświęcimiu, serdecznie się mną zaopiekowali, służąc radą, wsparciem. Dzięki tej pomocy znalazłem się jako jedyny pasażer na małym okręciku, płynącym przez Haifę do Port Saidu. Z Port Saidu dostałem się do Kairu, czekając sześć tygodni na wyjazd do Afryki Południowej