piątki wieczorem, niektórzy z nas wracali do domów w poniedziałki rano, a stamtąd po kąpieli i wreszcie solidnym posiłku na uczelnię, tylko po to, żeby przesiedzieć sześć godzin w "Szafocie". Miało się zdrowie, co? Zdaje się, że nie było jeszcze wtedy sklepu na Kobielskiej i trzeba było posuwać na Wiatraka, a tam zawsze można było dostać w mordę, niektórzy chodzili na metę do Kaszlącego, który podobno kilka lat później się powiesił. Może nie mógł znieść konkurencji całodobowych sklepów z alkoholem, które nagle tak wspaniale wykwitły, niczym magiczne kwiaty, ale niedługo później okazało się że w nich też sprzedają podrabianą wódkę, od której