się coraz bardziej, chodziła po pokoju (musiałem rozszerzyć szparę w drzwiach), wreszcie będąc blisko Tęgopytka rozpłakała się gwałtownie i płacząc oparła się o jego pierś. Robert zachował się, jak przystało na potwora, i gdy było już po wszystkim, Wanda nazwała go słodkim potworciem; tu, niestety, Robert wykazał kompletne nieobycie w abnegacji, ubodła go ta konwencja (dziś jestem pewien, że Robert ceniący przede wszystkim prowokację jest satanistą, a jako satanista jest czuły na konwencje), sponiewierał panią magister, a gdy zobaczył, że dał się sprowokować (Wanda dziękowała mu gorliwym przytakiwaniem), zaczął gwizdać jak speszony gimnazjalista, Wanda znów nazwała go potworciem, znów ją sponiewierał