podejrzany, bo nigdy wcześniej Wyspiański mnie nie ruszał, one słuchały z narastającym zdumieniem, a mama nawet spytała, czy czegoś nie wziąłem - nie czy nie wypiłem czegoś prócz tej szklanki wina, ale czy nie wziąłem - bo to widać bardziej kojarzyło się z prochami. Odpowiedziałem jakimś zdaniem, które musiało być straszliwie nie ad rem, skoro mama aż krzyknęła, chyba moje imię. I ten jej krzyk zamyka rejestr, bo z całej reszty pamiętam już tylko senne obrazy: jakiś samochód, stary dziad otwierający bramę; ocknąłem się dopiero, kiedy łysawy okularnik pytał mnie o imię i nazwisko.<br>Odpowiedziałem prawidłowo i rozejrzałem się po wnętrzu, a był