Kilka minut przed godziną dwudziestą trzecią do pomieszczenia stacji wtargnął<br>młody, szczupły mężczyzna, zamaskowany kominiarką. Skierował pistolet w stronę Mirosława J. i krzyknał:<br><q>- Dawaj pieniądze, to napad!</><br>Mirosław J., chłop jak dąb, zlekceważył napastnika.<br><q>- Nie żartuj, koleś!</> - odparł i wypchnął intruza na korytarz. Wtedy padł strzał. Z zaplecza wybiegł drugi ajent, Józef Ch. Instynktownie zrobił unik, kula drasnęła mu tylko skroń nad okiem. Stacją wstrząsnęły kolejne strzały.<br>Z zaplecza wybiegły żony pracowników. Zaczęły przeraźliwie krzyczeć, jedna z nich rzuciła w bandytę metkownicą. Ten wycofał się, rezygnując z rabunku pieniędzy.<br>Zanim przyjechało pogotowie, trzydziestodziewięcioletni Mirosław J. wykrwawił się na śmierć. Kule trafiły