się wtedy u niego znalazłam. Zdesperowana do ostatnich granic - lekko to przełknęłam. W rzeczy samej mogło tak być. A dalej, nie powiedział pijana ni naćpana tylko silnie odurzona. Tak to nazwał - stan silnego odurzenia. Do cholery, odurzona, ale czym? Tego nawet on sam nie mógł stwierdzić, chociaż mnie uporczywie wypytywał: alkohol - co i ile; przedawkowane proszki - skąd miałam, pokazać opakowanie, kiedy i ile zażyłam; narkotyki - te same pytania co wyżej, a także - czy po raz pierwszy, Odwrócić ręce do światła. A może drobna mieszaneczka, co? <br>- Gówno, panie doktorze, merde. Nawet jeśli opędzlowałam tę pokompresową marną resztkę, to by było za mało