Italy, włoskie meble biurowe, których znaczna część jeszcze w kartonach. Drzwi grubo tapicerowane (ja bym lepiej naciągnął skaj, czemu mnie nie najęła?), zamknięte i za nimi pewnie komputery, faksy, kserokopiarki. Korytarzyk (Czikita, bo zwiążę ci pysk!) i dyskretne przejście do części mieszkalnej. Łazienka - chyba jestem gdzieś w Las Vegas. Kibel - ani chybi Miami. Kuchnia, a właściwie pokój jadalny z kuchnią - ja wiem? Piekiełko w jakimś klubie. Te ćwoki na górze, co oflagowały taras gaciami, złapały pana Boga za nogi: przecież to wszystko, ten wystrój, niezależnie od dalszych losów najmu - zostanie. I Malinowska udusi się z zazdrości; jeszcze dwa - drzwi w drzwi - pokoje