mój mistrzu.<br>Po chwili podniósł rękę do ust, nakazując wszystkim milczenie. Od kilku minut czuł na twarzy chłodniejszy powiew, myślał nawet, że to strach przed czekającą go misją z koniecznie tragicznym dla niego finałem, ale zauważył teraz, że płomyki pochodni zaczynają pochylać się w głąb jaskini.<br>- Mówcie, panowie bracia! Jakoż aprobujemy ten plan? - odezwał się, wbrew swojej skromności, dziwiąc nieco starszych braci. To rzekłszy podniósł się bez szmeru i postąpiwszy w stronę drzwi, wiodących do kościoła, zauważył w nich niewielką szparę, przez którą dostawało się świeże powietrze. Podsunął się jeszcze bliżej i szarpnąwszy je mocno, chwycił czającą się za nimi skuloną