że się odizolował, z czasem zupełnie. Nie wiem, czy zdawał sobie sprawę z tego, że przyjaciele roztoczyli nad nim dyskretną opiekę, że orientowano się, że mieszka tam na południe od Wisły, jak Polacy londyńscy nazywają Tamizę, że żyje. Ale 20 września sprzątaczka znalazła go nieżywego na podłodze. Zmarł nagle, na atak serca. Zawiadomiono londyńską policję, a na drugi dzień rano dwóch szwedzkich policjantów zjawiło się w mieszkaniu dra Marka Klibańskiego, emerytowanego pracownika naukowego uniwersytetu w Uppsali, by mu przekazać smutną nowinę.<br> O owym bracie w Szwecji mało kto wiedział. Ignacy nie opowiadał o swej rodzinie. Może wolał przemilczeć tragedię. Z siedmiorga