iż prof. Mmaa się powtarza, i wtedy zdał sobie sprawę, że zaczynają się dziać rzeczy co najmniej dziwne.<br> Zlane dotąd w jedną masę, tworzącą ową atmosferę audytorium, fizjonomie wonnych fluidów poszczególnych słuchaczy zaczęły oddzielać się od siebie, falować i krążyć, krążyć wokoło narządów węchowych profesora, jak spirale bez końca. Całe audytorium zmieniło się w masę wirujących spiral, które oddalały się, odpływały het w głąb, daleko - a pozostawały przecież wyraźnie wciąż tuż, tuż pod antenką. Szeroka fala cieplna, idąca od słuchaczy i oblewająca ze wszystkich stron katedrę, nie chłodła, ale do prof. Mmaa dochodził wąski jedynie snop promieni, jak gdyby całe audytorium