chłopaka" stworzenie, bardzo mizerne, o błędnym wzroku. Mała Surmówna odzywała się rzadko, wodziła zdumionymi oczami od jednej twarzy do drugiej, jakby dotąd jeszcze nie mogła pojąć, skąd się wzięła w Maleniu i co to za ludzie jedzą obok niej kwaśne mleko lub zacierkę. Na poczesnym miejscu królowała pani Reidernowa, głośna, autorytatywna. Miała nienaturalnie zarumienione policzki, podobno malowała się namiętnie i nieumiejętnie. Jej mąż, treuhender Malenia, siedział po prawej ręce żony. Nic nie mówił, przytakiwał jedynie tyradom połowicy. Reidernowa traktowała go trochę jak chłopca, który coś przeskrobał, i nazywała Kaziem. Stale wymagała od niego usług. "Kaziu, podaj mi chleb! Kaziu, podaj mi