wewnętrznego, że nasz język nie ma słów, które mogłyby opisać to, co wtedy czułem.<br>Mówię: "dotknięcie". Coś w tym jest, ale to nie było nic fizycznego. Wydaje mi się, że gdzieś tam, głęboko, coś we mnie umiało to wydarzenie, to przeżycie, właściwie rozpoznać. I nazwać.<br>Pewnie miałbym wiele wątpliwości, że autosugestia, że projekcja, by zaspokoić własne pragnienia... Nie mam ich jednak, bo ja wówczas ani za Bogiem nie tęskniłem, ani Go nie szukałem. Dobrze i całkiem wesoło mi się żyło. Nie potrzebowałem Jezusa na codzień.<br>Sam przyszedł.<br><br>To, co daje mi dziś pewność wiary i sensu mojego życia to właśnie tamto