Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
i ogorzałą, koloru cegły. Do mnie nigdy nie mówił po imieniu. Najczęściej używał nieokreślonego zwrotu "malczik", a czasami nazywał mnie ceremonialnie Adamem Stanisławowiczem. Wtedy ja zwracałem się do niego w podobnej formie.

Gdy więc zatrzymywał się przy rzece, gdzie pojono konie, i gawędził z innymi dorożkarzami albo przekomarzał się z babami sprzedającymi pestki i kiszone jabłka, a ja wchodziłem na most i przez balustradę gapiłem się na mętny nurt czy też na pławiki wędkarzy, rozmawialiśmy z sobą na odległość w taki, mniej więcej, sposób:

- Ej! Nie zimno ci, Adam Stanisławowicz?

- Nie tylko nie zimno, ale nawet gorąco, Jegor Fiodorowicz!

- A nie
i ogorzałą, koloru cegły. Do mnie nigdy nie mówił po imieniu. Najczęściej używał nieokreślonego zwrotu "malczik", a czasami nazywał mnie ceremonialnie Adamem Stanisławowiczem. Wtedy ja zwracałem się do niego w podobnej formie.<br><br>Gdy więc zatrzymywał się przy rzece, gdzie pojono konie, i gawędził z innymi dorożkarzami albo przekomarzał się z babami sprzedającymi pestki i kiszone jabłka, a ja wchodziłem na most i przez balustradę gapiłem się na mętny nurt czy też na pławiki wędkarzy, rozmawialiśmy z sobą na odległość w taki, mniej więcej, sposób:<br><br>- Ej! Nie zimno ci, Adam Stanisławowicz?<br><br>- Nie tylko nie zimno, ale nawet gorąco, Jegor Fiodorowicz!<br><br>- A nie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego