mówi gość w dom. <br><br>Ariel, choć mieszka w pałacu jabłoni, <br>Nie zjawia się wibrując skrzydłem osy. <br> 830<br>I Mefistofel, w przebraniu opata <br>Dominikanów albo Franciszkanów, <br>Nie stąpnie z krzaku morwy na pentagram <br>Wyryty laską w czarnoziemie ścieżki. <br><br>Ale po skałach idzie w skórzniach liści <br> 835<br>Milcząc różowym dzwonkiem rododendron. <br>Koliber, bączek dziecinny powietrza, <br>Zawisnął w miejscu, silne serce ruchu. <br>Brunatną kroplą poci się u pyska <br>Na gwóźdź tarniny wbity konik polny, <br> 840<br>Ani tortury świadomy ni prawa. <br>I cóż ma począć ten, jak go nazwano, <br>Upiór naczelny, więcej niż czarodziej, <br>Jak go nazwano: Sokrates ślimaków, <br>Muzykant gruszek, rozjemca wilg, człowiek? <br> 845