Miotała się w fantastycznych zachciankach. Wśród upalnego dnia kazała palić w piecu, bo mieszkanie było rzekomo wilgotne, żądała niemożliwych potraw, łkała z powodu szelestu za ścianą, błagała syna, żeby nie <page nr=75> wychodził do biura. Władyś z uniesieniem spełniał najdziwniejsze rozkazy, sam łupał drwa, usługiwał, łasił się i uspokajał. Jeżeli Jadwiga próbowała bagatelizować te sprawy, spoglądał na nią jak na wroga. Gdy wreszcie cały porządek domu obrócony został na nice, gdy Róża - spłakana - zasiadła pośród ruin Jadwisinej władzy, następowały chwile najlepsze. Ocierając łzy, zajadając jakiś smakołyk, uśmiechała się do synowej poufale jak dziecko. Jadwidze usta drżały z obrazy, sztywno i grzecznie - nadludzkim wysiłkiem