Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
krawat, następnie poszperał w kieszeni marynarki i położył na stole monetę.

- Ma Tekla pół rubla i proszę być cicho... Dzieciak może myśleć, że Bóg wie co...

Tekla chwyciła półrublówkę i wyrzuciła ją przez okno.

- Tam pan może pozbierać swoje pieniądze! Tam! Tam! Tam! - krzyczała wskazując na drzwi.

- Tekla chyba zwariowała... - bąknął Łyczewski i szybko wymknął się na ulicę.

- Czego on chciał? - spytałem po jego wyjściu.

- Nic nie chciał, Adasieczka... Poswarzyliśmy się trocha... Na stare lata w głowie mu się pomyliłó... Ot, czepucha, mówić nie warto...

Jesienne deszcze tworzyły na ulicach błoto nie do przebycia. Chodziliśmy w kaloszach, przeskakując z kamienia na
krawat, następnie poszperał w kieszeni marynarki i położył na stole monetę.<br><br>- Ma Tekla pół rubla i proszę być cicho... Dzieciak może myśleć, że Bóg wie co...<br><br>Tekla chwyciła półrublówkę i wyrzuciła ją przez okno.<br><br>- Tam pan może pozbierać swoje pieniądze! Tam! Tam! Tam! - krzyczała wskazując na drzwi.<br><br>- Tekla chyba zwariowała... - bąknął Łyczewski i szybko wymknął się na ulicę.<br><br>- Czego on chciał? - spytałem po jego wyjściu.<br><br>- Nic nie chciał, Adasieczka... Poswarzyliśmy się trocha... Na stare lata w głowie mu się pomyliłó... Ot, czepucha, mówić nie warto...<br><br>Jesienne deszcze tworzyły na ulicach błoto nie do przebycia. Chodziliśmy w kaloszach, przeskakując z kamienia na
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego