twarz, bo tam nie biło nic. Usłyszysz tylko pustkę, ciszę, bezgłos i bezruch. Ani oddechu, ani tętna, żadnych odgłosów życia, jakby próżnia.<br> Odsunęłam się od jego piersi, tylko odsunęłam, bo przecież niósł mnie, więc nie mogłam odepchnąć go od siebie. Chciałam krzyczeć, wołać, wzywać pomocy. Wtedy przycisnął mnie mocniej, jakby bał się, że mogę wyślizgnąć się z jego rąk i zapaść w trzęsawisko. Jeszcze wyczuwam twarde, kościste palce na ramionach i nogach. Był silny, bardzo silny, silniejszy od wszystkich ludzi, których wówczas znałam, a dłonie miał jakby bochny wiejskiego chleba.<br> Kim był? Czy istniał naprawdę? Kiedy spotykam M. lub F. i