Pamiętam piecyk, czajnik, łóżko polowe. Wróciłam na czworakach, cała we krwi. Żadna z dziewczyn nie podeszła do mnie, bo nie wolno było pomagać, mówiły tylko, podnieś się, bo psy cię zjedzą. Codziennie się przynosiło w brezencie rozszarpane ludzkie kawałki, które SS przy bramie liczyło, bo rachunek musiał się zgadzać. W baraku Genia z Sompolna, nazywałyśmy ją aniołem, podała mi okopcony garnuszek z gorącą wodą. Bardzo chciała, żebym ja żyła.<br><br><gap reason="sampling"><br><br><br><br>Wyszłyśmy na drogę, widzimy wieś. Piękne domki, wszystkie takie same, w dwuszeregu, jak żołnierze. We wsi nie było nikogo. Miski na stołach, talerze z nie skończonym jedzeniem. W spiżarniach pełno weków, konfitur