niestety, wiedzieć o tej rozmowie, dlatego myślała, że śni, kiedy oddano jej torebkę. Wartownik otworzył szlaban i wziął przepustkę.<br>Znalazła się sama na pustej ulicy. Ciągle nie wierzyła, nie mogła uwierzyć. Szła aleją Szucha w stronę placu Unii, znowu w swojej Warszawie, w swoim mieście i dopiero teraz poczuła, jak bardzo była zmęczona. Bolało ją całe ciało, ale przecież była wolna, puścili ją, nic nie powiedziała, może być z siebie dumna. Dlaczego więc ją puścili? To cud, nieprawdopodobny cud, bo przecież z alei Szucha nikogo nie puszczają, w najlepszym razie trafia się do Oświęcimia, a jeśli ktoś stąd wychodzi...<br>Anna obejrzała się