jej tak wygarnąć, choć wszyscy by ją w szklance wody utopili. Ma takie chody tam na górze - znów wskazał enigmatycznie sufit - że każdy się jej boi. A szczególnie ten pierdzimączka dziekan. Takie czasy, taki naród, kolego - konkludował smutno doktor Czosnaczek.<br>Zamówił sobie jeszcze jedną poprawkę. Z jego kasy, zapewnił. Kiedy barmanka napełniała nam kieliszki, nagle doktor spoważniał. Resztki podchmielenia zniknęły. Odezwał się zupełnie innym tonem, bez rubaszności, bez frywolności:<br>- Przejrzałem pana pracę, doktor Broda mi ją pokazała. Chciała mi nią tylko mignąć, ale zatrzymałem ją na pół godzinki. Spodobała mi się, co więcej, jestem pełen uznania. Gratuluję. Jak wspaniale pan rozwiązał