spodni, uciekał, człapiąc przez łopocące blachy łopuchów, wielkimi skokami - Pan bez fletu; cofający się w popłochu do swych ojczystych kniei. <page nr=78></><br><br><div type="story" sex="m"><tit>Pan Karol</><br>Po południu w sobotę mój wuj, Karol, wdowiec słomiany, wybierał się pieszo do letniska, oddalonego o godzinę drogi od miasta, do żony i dzieci, które tam na wywczasach bawiły.<br>Od czasu wyjazdu żony mieszkanie było nie sprzątane, łóżko nie zaścielane nigdy. Pan Karol przychodził do mieszkania późną nocą, sponiewierany i spustoszony przez nocne pohulanki, przez które go wlokły te dni upalne i puste. Zmięta, chłodna, dziko rozrzucona pościel była dlań wówczas jakąś błogą przystanią, wyspą zbawczą, do której przypadał