Wojsko zaś zadawało miastu śmierć. Między bazarem a wojskiem toczyła się nieustanna walka. Wystarczyło, że przez kilka dni było spokojnie, a bazar natychmiast rozszerzał się, wpełzał w nowe zaułki, zajmował kolejne place. Wycofywał się z nich, ilekroć wybuchała nowa strzelanina. Wtedy wojsko odzyskiwało stracony teren. Dopóki utrzymywała się równowaga między bazarem a wojskiem, miasto pozostawało przy życiu.<br>Oglądana z góry Chair Chana przypominała, tak jak cały Kabul, schodkową piramidę glinianych domostw o płaskich dachach, przycupniętych na zboczach wzgórz, które otaczały ze wszystkich stron miasto. Co rano z górnych kondygnacji krętymi, stromymi uliczkami spływał nieprzerwany strumień ludzi. W dole, na bazarze, strumień