wiedzieć, że malec podebrał starszemu bratu tornister i poszedł w Grodno, bo choć nie wiedział, gdzie szkoła, wiedział, że z tornistrem zawsze do szkoły trafi. Gdyby wrócił z płaczem, dostałby takie cięgi, jakie tylko Jaśka potrafiła sprawić. Nie umiała ich głaskać, gdy na to nie zasługiwali, ilekroć któryś przybiegł z bekiem, bo dyndał na zardzewiałym gwoździu albo trafił na silniejszego, natychmiast dostawał od matki dokładkę.<br>Mariuszek, przyprowadzony do domu przez nieco speszoną, ale zachwyconą nauczycielkę, że dziecię objawia tak bezwzględny głód wiedzy - wszedł uśmiechnięty od ucha do ucha i taki szczęśliwy, że zrobił wreszcie coś na własną rękę - bez mamy, cioci