Moja matka umiera... Niech pan idzie...<br><br>- A doktor Karawajew?<br><br>- Przed chwiłą wyszedł... Powiedział, że stan jest beznadziejny...<br><br>- A zatem...<br><br>- Niech pan zastrzyknie kamforę... Błagam pana... Niech pan to zrobi... Tylko prędzej!...<br><br>Muszkat, łysy i gruby jak pulpet, przyjrzał mi się uważnie, wyjął z szafki skzykawkę, sprawdził ją pulchnymi palcami i bez słowa udał się za mną.<br><br>Ciotki usiłowały protestować...<br><br>- Po co ją jeszcze męczyć, panie doktarze?<br><br>- Spełniam swój obowiązek - odrzekł Muszkat i wbił igłę w chude, żółte ramię.<br><br>Wieczorem przyszedł profesor Zieliński, znakomity kijowski chirurg, o twarzy pospolitej, podobny do Sokratesa.<br><br>Po zbadaniu matki powiedział:<br><br>- Mogę podjąć się operacji, ale muszę pana