Andrzeja zawsze można było wytargać jakąś kanapkę, choćby sprzed paru dni.<br>Była ubecja, biletów zarezerwowanych nie było. Więc je kupiliśmy. Trochę czasu upłynęło na wzajemnym taksowaniu się z tajniakami. Rozmowa nie szła, jakieś żarty, podenerwowanie. Wreszcie pora odlotu. Przechodziłem pierwszy przez kontrolę biletów. Pan w przyzwoitym garniturze, średnim wieku i bez wyrazu poprosił mnie do środka. Zażądał dowodu osobistego i otwarcia torby. Wziął "Po wielkim skoku", popatrzył, "Panie Kuczyński, przykro mi, ale zmuszony jestem przerwać pański lot" - powiedział spokojnie. Na taki moment nigdy nie jest się przygotowanym, nawet go oczekując. Słowa, które wtedy padają, zawsze uderzają obuchem. Dowód zatrzymał i kazał przejść