ciężki odgłos. Nie przerywał on jednak spokoju, <br>nie zakłócał niczyjego snu, lecz wtapiał się w ciemność, <br>jakby związany z nią organicznie. Drżała <br>ziemia, po której przesuwały się bezustannie <br>zwaliste, obłe kształty z wystającą ciekawie <br>do przodu trąbą, przesuwały się dyskretnie <br>bez zbędnego oświetlenia, bez widocznej załogi, <br>jakby kierowane nieomylnie przez bezduszny <br>mechanizm. Czołgi powoli opierścieniały <br>śpiące miasto.<br><br>Ktoś przechodził przez podwórko gwiżdżąc <br>przez zaciśnięte zęby tę samą melodię, która <br>tak znacznie zdezorganizowała życie kamienicy. <br>Po chwili z klatki schodowej wyłoniła się druga <br>wydłużona postać i obie zniknęły w pakamerce, <br>nie zapalając jednak światła.<br><br>Kiedy wzeszło blade słońce przedświtu, podwórko <br>wyglądało prawie