Typ tekstu: Książka
Autor: Białołęcka Ewa
Tytuł: Tkacz iluzji
Rok wydania: 2004
Rok powstania: 1997
tworzyło całkiem wygodny materac z bezpiecznym dołkiem pośrodku. Na brzegu legowiska siedział Deszczowy Przybysz, czujnie nastawiając uszy. Głowę i skrzydła miał czarne jak sadza, lecz im niżej, tym bardziej ta barwa jaśniała, by wreszcie na końcach łap stać się szarością. Skrzydlata w pierwszym momencie przedstawiała się jako niezgrabny kłąb biało-beżowego futra, zwinięty pośrodku gniazda. Potem uniosła głowę - wąską i zgrabną w zarysie. Dotknęła Słonego nosem w geście powitania, następnie utkwiła we mnie spojrzenie oczu jasnoczerwonych i przejrzystych jak porzeczkowe wino. Uśmiechnąłem się, pamiętając, by nie pokazać przy tym zębów, co mogłoby zostać źle zrozumiane. Deszczowy Przybysz rozdmuchał mi włosy. Powolnym
tworzyło całkiem wygodny materac z bezpiecznym dołkiem pośrodku. Na brzegu legowiska siedział Deszczowy Przybysz, czujnie nastawiając uszy. Głowę i skrzydła miał czarne jak sadza, lecz im niżej, tym bardziej ta barwa jaśniała, by wreszcie na końcach łap stać się szarością. Skrzydlata w pierwszym momencie przedstawiała się jako niezgrabny kłąb biało-beżowego futra, zwinięty pośrodku gniazda. Potem uniosła głowę - wąską i zgrabną w zarysie. Dotknęła Słonego nosem w geście powitania, następnie utkwiła we mnie spojrzenie oczu jasnoczerwonych i przejrzystych jak porzeczkowe wino. Uśmiechnąłem się, pamiętając, by nie pokazać przy tym zębów, co mogłoby zostać źle zrozumiane. Deszczowy Przybysz rozdmuchał mi włosy. Powolnym
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego