do śmierci, zasnuwało całą postać. Marta nie mogła opanować myśli, że dzieje się coś ważnego, groźnego, że niezrozumiała potęga, która rządzi matką, przełamie wszelkie prawa, porwie Różę spośród rodziny, wciągnie w swoją otchłań. Róża doprawdy zdawała się <orig>odcieleśniać</>, niknąć w tej okropnej ciszy... W miarę jak pogłębiało się milczenie i bezwład, nabierała ceny, stawała się czymś jedynie wartym upragnionym nad wszystko. Jej napastliwy głos <page nr=149> zapadał gdzieś głęboko w minione dni, nie można było wcale, mając przed sobą wargi rozchylone słabością, przypomnieć sobie bólu, jaki zadawała słowami. Rzęsy przesłaniały ogień źrenic, drapieżne palce spływały miękko w wieczór. Ulatniał się gniew, kaprysy - zostawało