się i wtedy <br>w dali zobaczył światło. Mały, jasny punkcik, niczym <br>płomień zapałki albo świecy stojącej w oknie <br>na znak, że ktoś czeka. Wiedział, że światło <br>nie było dla niego, ale oznaczało ratunek. Zaczął <br>więc biec. Biec pod górę, w ciemności, potykający <br>się, chrypiący z wysiłku, jaki kosztował go ten <br>bieg. I nagle krzyk. Prawie szczęścia, gdy zrozumiał, <br>że obły uścisk został za nim. Światło buchnęło <br>płomieniem, znalazło się przy nim, wokół. Wszedł <br>w nie. Blask poraził oczy, ogień objął twarz, przeniknął <br>do mózgu. Upadł.<br>I wtedy wreszcie się obudził.<br>Leżał na boku, na lewej, zdrętwiałej ręce. Po <br>twarzy ciekły mu